zakończenie roku #2017
Moi rodzice mi w końcu oddali neta w laptopie ✌✌✌✌✌✌
Jakby to zacząć.... Może od rzeczy wiadomej... We wrześniu 2016 rozpoczęłam swoją naukę w gimnazjum. Ten rok szkolny dobiegł końca. Były chwile śmiechu, smutne oraz chwile depresyjne, nerwowe, lękowe i Bóg wie jakie. Można powiedzieć: "każde".
Ten rok był szczególny, bowiem opuściłam w nim aż 369h ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Z czego 24h mam nieusprawiedliwione. Ale nie. Nie wagaruję.
Mam zachowanie "dobre", właśnie przez te nieobecności, bo tak to miałabym bardzo dobre.
Czy żałuję? Żałowałam może trochę na początku. Ale.... No gimnazjum zmienia człowieka. W podstawówce nigdy bym tak nie zrobiła. W podstawówce byłam pilną uczennicą, nigdy z niczego nie zagrożoną, prawie 100% frekwencji (zawsze +94% minimum), miłą i usprawiedliwienia na czas.
Teraz? Cóż... Zdarzają się pyskówki wobec nauczycieli, średnio głośno wypowiedziane, chociażby nawet po to, by była jakaś beka. Moja frekwencja z tego roku nauki to 66,08%. Miałam mieć trzy zagrożenia [biologia, niemiecki oraz fizyka], lecz na szczęście ze wszystkiego w porę się wyciągnęłam. W sumie moje oceny to....:
Religia - celujący [5,03]
Język Polski - dobry [3,94]
Język Angielski - dostateczny [3,48]
Język Niemiecki - dopuszczający [2,04]
Muzyka - celujący [5,04]
Plastyka - bardzo dobry [4,88]
Historia - dostateczny [3,02]
Geografia - dostateczny [2,97]
Biologia - dopuszczający [2,00]
Chemia - dopuszczający [2,45]
Fizyka - dopuszczający [1,77]
Matematyka - dopuszczający [2,43]
Informatyka - bardzo dobry [5,00]
Wychowanie Fizyczne - dostateczny [2,73]
Zajęcia Techniczne - bardzo dobry [4,75]
Ta.... Szału nie ma. Co ja mówię. Jakiego szału. Jest tragicznie.... I ja o tym wiem! Ale z drugiej strony... Zawsze mogło być gorzej.... Wszyscy nauczyciele mi mówili: "Asiu.... to, co jest na tym świadectwie, to jest tragedia. Zasługujesz na o wiele lepsze oceny, musisz tylko się postarać. Stać Cię na to."
W drugiej klasie postaram się o pasek....
Chociaż.... Nic nie jest pewne. Z krótkich "podsłuchań" pogadówek nauczycieli, zrozumiałam, że nie będzie tu już gimnazjum. Że cały budynek to będzie podstawówka. Mam na to pewne potwierdzenie... Odeszło sześciu nauczycieli...
✔ Pani od Historii ✔
✔ Pani od Matematyki ✔
✔ Pani od Fizyki ✔
✔ Siostra od Religii ✔
✔ Pani dyrektor (również uczyła języka Niemieckiego) ✔
✔ Siostra od Religii (która mnie nie uczyła, ale Ją również tu uwzględnię) ✔
✔ Wspaniała Pani z biblioteki ✔
Z tym, że Pani od Historii odchodzi na emeryturę. We wtorek zamiast mieć dwóch ostatnich lekcji matematykę i historię, to mieliśmy dwie historie. Na pierwszej oglądaliśmy film (Akademia Policyjna xD), na drugiej zaś, poszliśmy na lody. Ja ogólnie nie miałam hajsu, ale również odchudzam się, więc z dwóch powodów nie kupiłam. Pani od Historii chciała mi pożyczyć pieniądze, nawet cztery czy pięć razy mi to mówiła, lecz zawsze grzecznie dziękowałam. Już tak pod koniec - podeszłam do Pani i zapytałam się, czy później, na osobności będziemy mogły porozmawiać. Pani z wielką chęcią się zgodziła.
Pół klasy się rozeszło w swoje strony, pół gdzieś tam jeszcze i tak się złożyło, że szłam sama z Panią. Odprowadziła mnie ⅗ drogi do domu. Koło szkoły się rozeszłyśmy, bo Pani miała jeszcze lekcje. Cały czas rozmawiałyśmy. Mówiłam rzeczy typu:
"Pani była na prawdę wspaniałą nauczycielką. Szczerze, to niezbyt przepadałam za historią w podstawówce. Mało słuchałam na lekcjach. Przepraszam, że to powiem... Wolałam Polski... Ale jak trafiłam do gimnazjum i poznałam Panią.... Na prawdę... Pani tak wspaniale tłumaczy.... Bardzo Panią polubiłam... Pani uczy tak wspaniałego przedmiotu....."
Albo...:
"To dzięki Pani polubiłam historię. Pani tak w wspaniale tłumaczyła tematy, że aż mnie zaciekawiło... Szkoda, że Pani już odchodzi... To tylko rok... Ale z drugiej strony... Jakbym była rok młodsza, to by mnie Pani wcale nie uczyła.... Nie znałabym Pani.... Nie wiem, co bym wtedy zrobiła...."
O tym, że Pani z historii odchodzi, dowiedziałam się na próbie do apelu na zakończenie roku - pożegnanie klas trzecich. Jestem w chórze, dlatego tam byłam. Dowiedziałam się we wtorek o dziewiątej... Płakałam prawie... BARDZO LUBIĘ TĄ PANIĄ :((((((((((
We wtorek to płakałam, jak.... Nie powiem co. Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości.... Nie czaiłam życia... Nie chciałam żyć, chciałam się zabić. Zresztą.... Wiktor to wie najlepiej, bo z Nim pisałam. To w sumie dzięki Niemu przestałam płakać już po godzinie. A najgorsze miało dopiero nadejść....
Piątek..... Zakończenie....
Szłam z Wiktorią i Pauliną, bo się spotkałyśmy. Padał lekki deszcz, ale Wiktoria miała parasolkę, a ja nawet kaptur, więc nie zmokłyśmy. W szkole stałyśmy trochę przy drzwiach (ale wewnątrz szkoły), lecz niedługo potem szła pani wicedyrektor (również od Polskiego) i powiedziała, abyśmy nie stały przy drzwiach, tylko poszły do klasy. Poszłyśmy. Agata z Anitą miały na mnie dalej focha, za to, że kieeeeedyś tam nie wyszłam z Nimi na dwór. Chryste. Nie mogłam. Proste? Proste, ale dlań nie. Gdy wybiła godzina dziewiąta, Nasza wychowawczyni przeszła do ogólnego dziękowania Nam, za cały rok pracy, a ja siedziałam tak sobie na pierwszej ławce i zasypiałam, jak tak dziękowała, bo ja opuściłam tyle dni i godzin w tym roku, a i jak już byłam, to wiedziałam tylko to, co się nauczyłam w czwartej i piątej klasie szkoły podstawowej, bo później najzwyczajniej w świecie przestałam się uczyć, przez sprawę, że w czwartej klasie miałam średnią 4,73 i chciałam mieć pasek i chciałam poprawiać nawet czwórki na piątki, bo nie miałam praktycznie co poprawiać, ale każdy zamknął mi drzwi.... Ot, jak nie chcesz, to Ci będą truć, ale jak chcesz, to Ci nie pomogą. Wróćmy jednak do piątku.... Wychowawczyni o tym dziękowaniu to gadała i gadała, a mnie głowa zaczynała boleć xDDDDD, bo moja praca była w tym roku szkolnym niezwykle mała (wręcz znikoma), więc cholernie nie chciało mi się słuchać, jak wychwala innych. Zaczęłam wtedy myśleć o rzeczach typu: co na obiad, o moim całym życiu, które planuję z Wiktorem i o ogólnych mniej ważnych błahostkach typu, że trawy przed moim blokiem nie skosili, bo myślałam o wszystkim, tylko nie o tym, co się wtedy działo, lecz czujnie Ją [wychowawczynię] obserwowałam. Gdy przeszła do rozdawania świadectw, słuchałam Jej przez momencik, bo i tak jestem przy końcu dziennika (mój numer to 25, a w klasie jest 29 osób), więc znów zatopiłam się w rozmyślaniu, jak to ja mam w zwyczaju. Po rozdaniu wszystkich świadectw, wychowawczyni mi i Kasi dała nagrody. Dla mnie, za zajęcie drugiego miejsca w konkursie, a Kasi, za ogólny udział w czymś tam. Następnie powiedziała, że możemy iść do domu. Zdziwiło mnie to, bo przecież miały być jakieś występy, bo były próby, ale dość szybko potem połączyłam fakty.
Gdy wszyscy wyszli, ja chwilę zostałam. Babka gadała mi, żebym przyszła w poniedziałek, bo Mama jakąś kartę zdrowotną ma wypełnić. No niby wszystko normalne, nieprawdaż? No właśnie nieprawdaż. Jezu, są wakacje, na co Im moje zdrowie??! No, ale nie poszłam, bo zapomniałam XDDDDDDD
Wracając.... Poszłam później na drugie piętro, bo była za dwadzieścia dziesiąta [09:40] więc miała być jeszcze mała próba, bo śpiewałyśmy cztery długie piosenki. Każda z Nas otrzymała żółte, fajne, lekkie sznurki (żeby się odznaczać) oraz teksty, w razie, jakby ktoś coś zapomniał.
Ja, cholera, byłam tylko na dwóch próbach (a ogólnie chyba dwadzieścia było), ponieważ prawie zawsze były w poniedziałek na drugiej godzinie wuefu, a ja w poniedziałki z wuefu byłam zwolniona przeważnie, z powodu poniedziałkowych spotkań u psychologa. (Takie zajęcia grupowe). Pomimo tych nieobecności, umiałam wszystkie piosenki na pamięć. Nie, nie uczyłam się ich w domu. Do piosenek mam mega pamięć :D
Przećwiczyłyśmy i było jeszcze trochę czasu, więc weszłyśmy do sali. Zdecydowałam, że zdejmę bluzę, bo było mi gorąco i włożyłam ją do torby z nagrodami. Cholernie się stresowałam. Ale w końcu się zaczęło. Nie było nikogo z pierwszych i drugich klas (oprócz Nas, chórzystek), ponieważ to pożegnanie klas trzecich. Pani dyrektor kolejno wyczytywała klasy (od A do D) i wywoływana klasa wchodziła na piętro, w rytmie poloneza i siadała w rzędach publiczności. Zaczęło się od piosenki "Ostatni Raz z Moją Klasą". Nie wiem, jakim cudem udało mi się ją zaśpiewać, jak zawsze ryczę [płaczę] przy niej.
Później były różne występy i przemówienia. Nogi kurde bolały od stania XDDDDD
Następnie zaśpiewałyśmy "Bądź Gotowy Dziś Do Drogi" i znów przemówienia i występy. Niedługo potem była piosenka "Dni, Których Nie Znamy".
W dalszej części pożegnania klas trzecich dowiedzieliśmy się, że nie uzbierano wystarczającej ilości głosów na petycji, żeby nie odchodziła Pani od Matematyki i Fizyki. Ja w ogóle face palm, jakie kurde petycje, and czem te wspaniałe Panie odchodzą. Wpierw myślałam, że to jakieś żarty. Ale kurde nie....
Do mikrofonu doszła Pani od Matematyki i dziękowała wszystkim, za te wspaniałe lata, które spędziła w Naszej szkole. Dziękowała za dobre i złe momenty. A ja, cholera, stałam w pierwszym rzędzie chóru (ale od strony, którą trochę drzwi od sali zakrywały, więc częściowo luz) i płakałam jak cholera. Spokojnie, łez się nie wstydzę, łzy to naturalność, lecz... Starałam się, by nikt nie zauważył.
Ale obok mnie stała Agata (również znana, jako Mutant) i zauważyła to. Szepnęła "Boże Aśka, Ty płaczesz?".
Odruchowo odpowiedziałam "Nie... Zdaje Ci się...", ale nie dała za wygraną i powiedziała, że przecież widzi.
Fakt, było to widać mocno, bo nie byłam w stanie powstrzymać łez, które bezwiednie leciały spod powiek.
Odpowiedziałam krótko "Przepraszam, przerasta mnie to, że tak wiele osób odchodzi i niestety nie mogę się pohamować.... Nie patrz na mnie teraz....".
Odpowiedziała "Też bym się popłakała, gdybym nie miała pomalowanych oczu. Muszę się uspokoić. Aśka, nie płacz, będzie dobrze."
Nie wiem, co Ona chciała przez to powiedzieć... Jak może być dobrze, skoro odchodzą sami najlepsi nauczyciele, niezastąpieni? Tacy, dzięki którym nauczyłam się jak żyć w szkole, gdzie rządzi mega zazdrość, a przyjaźń jest udawana? Teraz odeszli najlepsi nauczyciele... Ta szkoła całkiem się stoczy teraz. Mimo wszystko powiedziałam łkając "Nie wstydź się. To, że będziesz płakać znaczy, że jesteś osobą wrażliwą, a nie zimną suką bez uczuć. Poza tym potem mogę Ci pomóc jak się rozmażesz pod oczami. Nie bój się."
Na tamtą chwilę jednak postanowiła się powstrzymać, a ja nie mogłam. Pani z Matematyki mówiła i mówiła, a ja wsłuchiwałam się w każde słowo, jakby zaraz miał zapaść wyrok mnie skazujący. Bo w sumie tak było ;-)
W końcu owa Pani zaczęła płakać. O ja, wtedy co się narobiło. Bowiem ja mam tak, że jak dużo płaczę, to spowalnia mi się oddech i mogę się lekko trząść. Na szczęście tak się wtedy nie stało, lecz wtedy zaczęłam płakać krokodylimi łzami i nawet dość mocno zwiesiłam głowę, by nikt na mnie nie patrzał i stałam tak udawszy, że czytam tekst jakieś piosenki. Udało mi się takie coś z sukcesem. Jak? Heh, po prostu nikt się mną nie przejmuje i nie zwracano na mnie większej uwagi ;-)
Agata też wtedy płakała....
Po przemówieniu Pani z Matematyki, swoje przemówienie rozpoczęła Pani od Fizyki. Tu oszczędzę szczegółów, ponieważ mało słuchałam, a cicho płakałam. Wbrew moim oczekiwaniom, Pani od Fizyki skończyła swoje przemówienie tak szybko, jak je zaczęła (zabójcza prędkość światła xdd). Wtedy przyszedł Pan od wuefu (nie ten, który mnie uczył) i zaczął wręczać różne nagrody za frekwencję et cetera. Rozdawał je na spoko przez pół godziny. A ja ciągle płakałam (o chuj - tak pomyślicie xdd ale tak było). Następnie takie dwie dziewczyny tańczyły. W dalszej części przyznawano humorystyczne nagrody [typu Order Złotego Kocura czy coś XDDDD] uczniom klas trzecich. Nawet pokazali na wyświetlaczu takie jedno nagranie (ze mną w roli głównej) całej szkole. Ale beka XDDDDD schowałam się za kartką z tekstem XDDDDDDDDD. No owszem, były tam też inne chórzystki, ale ja byłam, - że się tak wyrażę - tam "najważniejsza". I nie, nie mam o sobie wielkiego mniemania, tylko zdownienie umysłowe i nie umiem wytłumaczyć xdddddd. Po kolejnych trzydziestu minutach rozdawania nagród, przyszedł czas na ostatnią piosenkę, a mianowicie na "W Drogę". Ja pieprze, ale miałam katar o płakania, LeeL, ledwo co śpiewałam xdxd. Ale się udało. Potem Pani od Języka Niemieckiego (alias Pani Dyrektor) wygłosiła mowę kończącą ten rok nauki i mogliśmy rozejść się. Ja - szczerze - nie potrafiłam. Nieee, nie jestem jakąś fanatyczką szkoły (i ogólnie wszystkiego, co szkolne), ale było mi po prostu żal odejść AŻ na dwa miesiące... Poszłam odnieść ten żółty sznurek, oraz tekst do klasy, wzięłam bluzę, świadectwo i nagrody i miałam iść... Trzęsłam się jeszcze troszkę i byłam mega depresyjna (tak, ja byłam depresyjna). Pożegnałam się z Agatą i Anitą i poszłam... Ci, z trzecich klas, zanosili krzesła do sal, a ja tak patrzyłam i było mi smutno. W tle była muzyka (Ivan Mladek - Jožin z bažin) z zajebistym teledyskiem, w wykonaniu pewnej trzeciej klasy. Jak chodzi o teledysk, to kocham tą PIOSENKĘ w Ich wykonaniu<3<3. Popatrzyłam na ten teledysk.... Już ostatni raz. Brat Kuby z mojej klasy Go nagrał z kolegami na potrzebę pożegnania trzecich klas (Kuby brat jest z III klasy). Chwilę później załapałam rzeczywistość, otarłam łzę z oka i poszłam. Na skrzyżowaniu dogoniłam Paulinę i dwie Wiktorie i razem wróciłyśmy (ja z jedną Wiktorią mieszkamy w jednym bloku, a nawet w jednej klatce, z drugą Wiktorią mieszkamy dość niedaleko od siebie, ale kawałek jest, a Paulina zaraz w bloku obok mojego). Najpierw rozstałyśmy się z Wiktorią, co mieszka najdalej. Życzyłyśmy udanych, szczęśliwych i bezpiecznych wakacji. Znów łza mi się w oku zakręciła. Potem we trójkę już szłyśmy razem. Starałam się udawać wesołą ;-)
Przy klatce (mojej i Wiktorii) jeszcze pogadałyśmy chwilkę, Paulina potem poszła do swojego bloku. Ja z Wiktorią (jak zwykle xddddddd) dylemat, która ma pierwsza wejść. Chciałam, by Ona i pierwsza poszła. Potem w drugich drzwiach ja XDDD a na schodach to, co jeden stopień (raz Ona, raz ja, raz Ona, raz ja XDDD). Mimo, iż mieszkam na pierwszym piętrze, a Wiktoria na jedenastym, to obie pojechałyśmy windą. Oczywiście dyskutowałyśmy zawzięcie. Antoś stał piętro wyżej i ujadał [szczekał] xD. Potem - jeszcze przed przyjazdem windy - przyszła jakaś Pani i jechałyśmy we trójkę. Ja oczywiście wysiadłam na swoim piętrze i pożegnałam się i poszłam.
W domu byłam nie do wytrzymania. Nie chciałam jeść i wciąż płakałam. Czy to miałby być początek jakieś lekkiej deprechy? Może... Na szczęście się obyło bez depresji, pomógł mi w tym Wiktor, mój chłopak (tak, jesteśmy razem ❤). Nie chodzi mi tu o to, że się użalam, czy coś. Piszę tutaj po prostu moje odczucia ;-)
Chciałabym Wam, osobom czytającym, życzyć szczęśliwych wakacji. Aby były niezapomniane (pod względem DOBRYCH i BEZPIECZNYCH przygód) oraz, by były niezwykłe. Jest lato. Dobra, wiem, że słońce nie dopisuje w tym roku, ale jakby zaczęło dopisywać, to zadbajcie o zabezpieczenia, by nie poparzyć skóry :)
W pewnym sensie się cieszę z wakacji. Ponieważ, - jak już pewnie zauważyliście - w roku szkolnym ograniczałam się jedynie do postów z śmiesznymi sytuacjami. W wakacje ich nie ma, bo BAAAAARDZO rzadko wychodzę z domu. Więc chciałabym znów rozpocząć tą serię wypowiadania się na różne tematy (nawet te kontrowersyjne). Mi się to szczerze podobało ;-)
I tak na marginesie.... Zaczęłam pisać ten post w pierwszy dzień wakacji [23.06.2017r.] a skończyłam dwa tygodnie później [07.07.2017r.]
Czem? Otóż mam pewną chorobę. Posiadam lenistwo level wyższe zaawansowanie XDDDDDDDDD
Ale w dalszych częściach wakacji raczej się zmobilizuję xdddd
Jakby to zacząć.... Może od rzeczy wiadomej... We wrześniu 2016 rozpoczęłam swoją naukę w gimnazjum. Ten rok szkolny dobiegł końca. Były chwile śmiechu, smutne oraz chwile depresyjne, nerwowe, lękowe i Bóg wie jakie. Można powiedzieć: "każde".
Ten rok był szczególny, bowiem opuściłam w nim aż 369h ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Z czego 24h mam nieusprawiedliwione. Ale nie. Nie wagaruję.
Mam zachowanie "dobre", właśnie przez te nieobecności, bo tak to miałabym bardzo dobre.
Czy żałuję? Żałowałam może trochę na początku. Ale.... No gimnazjum zmienia człowieka. W podstawówce nigdy bym tak nie zrobiła. W podstawówce byłam pilną uczennicą, nigdy z niczego nie zagrożoną, prawie 100% frekwencji (zawsze +94% minimum), miłą i usprawiedliwienia na czas.
Teraz? Cóż... Zdarzają się pyskówki wobec nauczycieli, średnio głośno wypowiedziane, chociażby nawet po to, by była jakaś beka. Moja frekwencja z tego roku nauki to 66,08%. Miałam mieć trzy zagrożenia [biologia, niemiecki oraz fizyka], lecz na szczęście ze wszystkiego w porę się wyciągnęłam. W sumie moje oceny to....:
Religia - celujący [5,03]
Język Polski - dobry [3,94]
Język Angielski - dostateczny [3,48]
Język Niemiecki - dopuszczający [2,04]
Muzyka - celujący [5,04]
Plastyka - bardzo dobry [4,88]
Historia - dostateczny [3,02]
Geografia - dostateczny [2,97]
Biologia - dopuszczający [2,00]
Chemia - dopuszczający [2,45]
Fizyka - dopuszczający [1,77]
Matematyka - dopuszczający [2,43]
Informatyka - bardzo dobry [5,00]
Wychowanie Fizyczne - dostateczny [2,73]
Zajęcia Techniczne - bardzo dobry [4,75]
Ta.... Szału nie ma. Co ja mówię. Jakiego szału. Jest tragicznie.... I ja o tym wiem! Ale z drugiej strony... Zawsze mogło być gorzej.... Wszyscy nauczyciele mi mówili: "Asiu.... to, co jest na tym świadectwie, to jest tragedia. Zasługujesz na o wiele lepsze oceny, musisz tylko się postarać. Stać Cię na to."
W drugiej klasie postaram się o pasek....
Chociaż.... Nic nie jest pewne. Z krótkich "podsłuchań" pogadówek nauczycieli, zrozumiałam, że nie będzie tu już gimnazjum. Że cały budynek to będzie podstawówka. Mam na to pewne potwierdzenie... Odeszło sześciu nauczycieli...
✔ Pani od Historii ✔
✔ Pani od Matematyki ✔
✔ Pani od Fizyki ✔
✔ Siostra od Religii ✔
✔ Pani dyrektor (również uczyła języka Niemieckiego) ✔
✔ Siostra od Religii (która mnie nie uczyła, ale Ją również tu uwzględnię) ✔
✔ Wspaniała Pani z biblioteki ✔
Z tym, że Pani od Historii odchodzi na emeryturę. We wtorek zamiast mieć dwóch ostatnich lekcji matematykę i historię, to mieliśmy dwie historie. Na pierwszej oglądaliśmy film (Akademia Policyjna xD), na drugiej zaś, poszliśmy na lody. Ja ogólnie nie miałam hajsu, ale również odchudzam się, więc z dwóch powodów nie kupiłam. Pani od Historii chciała mi pożyczyć pieniądze, nawet cztery czy pięć razy mi to mówiła, lecz zawsze grzecznie dziękowałam. Już tak pod koniec - podeszłam do Pani i zapytałam się, czy później, na osobności będziemy mogły porozmawiać. Pani z wielką chęcią się zgodziła.
Pół klasy się rozeszło w swoje strony, pół gdzieś tam jeszcze i tak się złożyło, że szłam sama z Panią. Odprowadziła mnie ⅗ drogi do domu. Koło szkoły się rozeszłyśmy, bo Pani miała jeszcze lekcje. Cały czas rozmawiałyśmy. Mówiłam rzeczy typu:
"Pani była na prawdę wspaniałą nauczycielką. Szczerze, to niezbyt przepadałam za historią w podstawówce. Mało słuchałam na lekcjach. Przepraszam, że to powiem... Wolałam Polski... Ale jak trafiłam do gimnazjum i poznałam Panią.... Na prawdę... Pani tak wspaniale tłumaczy.... Bardzo Panią polubiłam... Pani uczy tak wspaniałego przedmiotu....."
Albo...:
"To dzięki Pani polubiłam historię. Pani tak w wspaniale tłumaczyła tematy, że aż mnie zaciekawiło... Szkoda, że Pani już odchodzi... To tylko rok... Ale z drugiej strony... Jakbym była rok młodsza, to by mnie Pani wcale nie uczyła.... Nie znałabym Pani.... Nie wiem, co bym wtedy zrobiła...."
O tym, że Pani z historii odchodzi, dowiedziałam się na próbie do apelu na zakończenie roku - pożegnanie klas trzecich. Jestem w chórze, dlatego tam byłam. Dowiedziałam się we wtorek o dziewiątej... Płakałam prawie... BARDZO LUBIĘ TĄ PANIĄ :((((((((((
We wtorek to płakałam, jak.... Nie powiem co. Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości.... Nie czaiłam życia... Nie chciałam żyć, chciałam się zabić. Zresztą.... Wiktor to wie najlepiej, bo z Nim pisałam. To w sumie dzięki Niemu przestałam płakać już po godzinie. A najgorsze miało dopiero nadejść....
Piątek..... Zakończenie....
Szłam z Wiktorią i Pauliną, bo się spotkałyśmy. Padał lekki deszcz, ale Wiktoria miała parasolkę, a ja nawet kaptur, więc nie zmokłyśmy. W szkole stałyśmy trochę przy drzwiach (ale wewnątrz szkoły), lecz niedługo potem szła pani wicedyrektor (również od Polskiego) i powiedziała, abyśmy nie stały przy drzwiach, tylko poszły do klasy. Poszłyśmy. Agata z Anitą miały na mnie dalej focha, za to, że kieeeeedyś tam nie wyszłam z Nimi na dwór. Chryste. Nie mogłam. Proste? Proste, ale dlań nie. Gdy wybiła godzina dziewiąta, Nasza wychowawczyni przeszła do ogólnego dziękowania Nam, za cały rok pracy, a ja siedziałam tak sobie na pierwszej ławce i zasypiałam, jak tak dziękowała, bo ja opuściłam tyle dni i godzin w tym roku, a i jak już byłam, to wiedziałam tylko to, co się nauczyłam w czwartej i piątej klasie szkoły podstawowej, bo później najzwyczajniej w świecie przestałam się uczyć, przez sprawę, że w czwartej klasie miałam średnią 4,73 i chciałam mieć pasek i chciałam poprawiać nawet czwórki na piątki, bo nie miałam praktycznie co poprawiać, ale każdy zamknął mi drzwi.... Ot, jak nie chcesz, to Ci będą truć, ale jak chcesz, to Ci nie pomogą. Wróćmy jednak do piątku.... Wychowawczyni o tym dziękowaniu to gadała i gadała, a mnie głowa zaczynała boleć xDDDDD, bo moja praca była w tym roku szkolnym niezwykle mała (wręcz znikoma), więc cholernie nie chciało mi się słuchać, jak wychwala innych. Zaczęłam wtedy myśleć o rzeczach typu: co na obiad, o moim całym życiu, które planuję z Wiktorem i o ogólnych mniej ważnych błahostkach typu, że trawy przed moim blokiem nie skosili, bo myślałam o wszystkim, tylko nie o tym, co się wtedy działo, lecz czujnie Ją [wychowawczynię] obserwowałam. Gdy przeszła do rozdawania świadectw, słuchałam Jej przez momencik, bo i tak jestem przy końcu dziennika (mój numer to 25, a w klasie jest 29 osób), więc znów zatopiłam się w rozmyślaniu, jak to ja mam w zwyczaju. Po rozdaniu wszystkich świadectw, wychowawczyni mi i Kasi dała nagrody. Dla mnie, za zajęcie drugiego miejsca w konkursie, a Kasi, za ogólny udział w czymś tam. Następnie powiedziała, że możemy iść do domu. Zdziwiło mnie to, bo przecież miały być jakieś występy, bo były próby, ale dość szybko potem połączyłam fakty.
Gdy wszyscy wyszli, ja chwilę zostałam. Babka gadała mi, żebym przyszła w poniedziałek, bo Mama jakąś kartę zdrowotną ma wypełnić. No niby wszystko normalne, nieprawdaż? No właśnie nieprawdaż. Jezu, są wakacje, na co Im moje zdrowie??! No, ale nie poszłam, bo zapomniałam XDDDDDDD
Wracając.... Poszłam później na drugie piętro, bo była za dwadzieścia dziesiąta [09:40] więc miała być jeszcze mała próba, bo śpiewałyśmy cztery długie piosenki. Każda z Nas otrzymała żółte, fajne, lekkie sznurki (żeby się odznaczać) oraz teksty, w razie, jakby ktoś coś zapomniał.
Ja, cholera, byłam tylko na dwóch próbach (a ogólnie chyba dwadzieścia było), ponieważ prawie zawsze były w poniedziałek na drugiej godzinie wuefu, a ja w poniedziałki z wuefu byłam zwolniona przeważnie, z powodu poniedziałkowych spotkań u psychologa. (Takie zajęcia grupowe). Pomimo tych nieobecności, umiałam wszystkie piosenki na pamięć. Nie, nie uczyłam się ich w domu. Do piosenek mam mega pamięć :D
Przećwiczyłyśmy i było jeszcze trochę czasu, więc weszłyśmy do sali. Zdecydowałam, że zdejmę bluzę, bo było mi gorąco i włożyłam ją do torby z nagrodami. Cholernie się stresowałam. Ale w końcu się zaczęło. Nie było nikogo z pierwszych i drugich klas (oprócz Nas, chórzystek), ponieważ to pożegnanie klas trzecich. Pani dyrektor kolejno wyczytywała klasy (od A do D) i wywoływana klasa wchodziła na piętro, w rytmie poloneza i siadała w rzędach publiczności. Zaczęło się od piosenki "Ostatni Raz z Moją Klasą". Nie wiem, jakim cudem udało mi się ją zaśpiewać, jak zawsze ryczę [płaczę] przy niej.
Później były różne występy i przemówienia. Nogi kurde bolały od stania XDDDDD
Następnie zaśpiewałyśmy "Bądź Gotowy Dziś Do Drogi" i znów przemówienia i występy. Niedługo potem była piosenka "Dni, Których Nie Znamy".
W dalszej części pożegnania klas trzecich dowiedzieliśmy się, że nie uzbierano wystarczającej ilości głosów na petycji, żeby nie odchodziła Pani od Matematyki i Fizyki. Ja w ogóle face palm, jakie kurde petycje, and czem te wspaniałe Panie odchodzą. Wpierw myślałam, że to jakieś żarty. Ale kurde nie....
Do mikrofonu doszła Pani od Matematyki i dziękowała wszystkim, za te wspaniałe lata, które spędziła w Naszej szkole. Dziękowała za dobre i złe momenty. A ja, cholera, stałam w pierwszym rzędzie chóru (ale od strony, którą trochę drzwi od sali zakrywały, więc częściowo luz) i płakałam jak cholera. Spokojnie, łez się nie wstydzę, łzy to naturalność, lecz... Starałam się, by nikt nie zauważył.
Ale obok mnie stała Agata (również znana, jako Mutant) i zauważyła to. Szepnęła "Boże Aśka, Ty płaczesz?".
Odruchowo odpowiedziałam "Nie... Zdaje Ci się...", ale nie dała za wygraną i powiedziała, że przecież widzi.
Fakt, było to widać mocno, bo nie byłam w stanie powstrzymać łez, które bezwiednie leciały spod powiek.
Odpowiedziałam krótko "Przepraszam, przerasta mnie to, że tak wiele osób odchodzi i niestety nie mogę się pohamować.... Nie patrz na mnie teraz....".
Odpowiedziała "Też bym się popłakała, gdybym nie miała pomalowanych oczu. Muszę się uspokoić. Aśka, nie płacz, będzie dobrze."
Nie wiem, co Ona chciała przez to powiedzieć... Jak może być dobrze, skoro odchodzą sami najlepsi nauczyciele, niezastąpieni? Tacy, dzięki którym nauczyłam się jak żyć w szkole, gdzie rządzi mega zazdrość, a przyjaźń jest udawana? Teraz odeszli najlepsi nauczyciele... Ta szkoła całkiem się stoczy teraz. Mimo wszystko powiedziałam łkając "Nie wstydź się. To, że będziesz płakać znaczy, że jesteś osobą wrażliwą, a nie zimną suką bez uczuć. Poza tym potem mogę Ci pomóc jak się rozmażesz pod oczami. Nie bój się."
Na tamtą chwilę jednak postanowiła się powstrzymać, a ja nie mogłam. Pani z Matematyki mówiła i mówiła, a ja wsłuchiwałam się w każde słowo, jakby zaraz miał zapaść wyrok mnie skazujący. Bo w sumie tak było ;-)
W końcu owa Pani zaczęła płakać. O ja, wtedy co się narobiło. Bowiem ja mam tak, że jak dużo płaczę, to spowalnia mi się oddech i mogę się lekko trząść. Na szczęście tak się wtedy nie stało, lecz wtedy zaczęłam płakać krokodylimi łzami i nawet dość mocno zwiesiłam głowę, by nikt na mnie nie patrzał i stałam tak udawszy, że czytam tekst jakieś piosenki. Udało mi się takie coś z sukcesem. Jak? Heh, po prostu nikt się mną nie przejmuje i nie zwracano na mnie większej uwagi ;-)
Agata też wtedy płakała....
Po przemówieniu Pani z Matematyki, swoje przemówienie rozpoczęła Pani od Fizyki. Tu oszczędzę szczegółów, ponieważ mało słuchałam, a cicho płakałam. Wbrew moim oczekiwaniom, Pani od Fizyki skończyła swoje przemówienie tak szybko, jak je zaczęła (zabójcza prędkość światła xdd). Wtedy przyszedł Pan od wuefu (nie ten, który mnie uczył) i zaczął wręczać różne nagrody za frekwencję et cetera. Rozdawał je na spoko przez pół godziny. A ja ciągle płakałam (o chuj - tak pomyślicie xdd ale tak było). Następnie takie dwie dziewczyny tańczyły. W dalszej części przyznawano humorystyczne nagrody [typu Order Złotego Kocura czy coś XDDDD] uczniom klas trzecich. Nawet pokazali na wyświetlaczu takie jedno nagranie (ze mną w roli głównej) całej szkole. Ale beka XDDDDD schowałam się za kartką z tekstem XDDDDDDDDD. No owszem, były tam też inne chórzystki, ale ja byłam, - że się tak wyrażę - tam "najważniejsza". I nie, nie mam o sobie wielkiego mniemania, tylko zdownienie umysłowe i nie umiem wytłumaczyć xdddddd. Po kolejnych trzydziestu minutach rozdawania nagród, przyszedł czas na ostatnią piosenkę, a mianowicie na "W Drogę". Ja pieprze, ale miałam katar o płakania, LeeL, ledwo co śpiewałam xdxd. Ale się udało. Potem Pani od Języka Niemieckiego (alias Pani Dyrektor) wygłosiła mowę kończącą ten rok nauki i mogliśmy rozejść się. Ja - szczerze - nie potrafiłam. Nieee, nie jestem jakąś fanatyczką szkoły (i ogólnie wszystkiego, co szkolne), ale było mi po prostu żal odejść AŻ na dwa miesiące... Poszłam odnieść ten żółty sznurek, oraz tekst do klasy, wzięłam bluzę, świadectwo i nagrody i miałam iść... Trzęsłam się jeszcze troszkę i byłam mega depresyjna (tak, ja byłam depresyjna). Pożegnałam się z Agatą i Anitą i poszłam... Ci, z trzecich klas, zanosili krzesła do sal, a ja tak patrzyłam i było mi smutno. W tle była muzyka (Ivan Mladek - Jožin z bažin) z zajebistym teledyskiem, w wykonaniu pewnej trzeciej klasy. Jak chodzi o teledysk, to kocham tą PIOSENKĘ w Ich wykonaniu<3<3. Popatrzyłam na ten teledysk.... Już ostatni raz. Brat Kuby z mojej klasy Go nagrał z kolegami na potrzebę pożegnania trzecich klas (Kuby brat jest z III klasy). Chwilę później załapałam rzeczywistość, otarłam łzę z oka i poszłam. Na skrzyżowaniu dogoniłam Paulinę i dwie Wiktorie i razem wróciłyśmy (ja z jedną Wiktorią mieszkamy w jednym bloku, a nawet w jednej klatce, z drugą Wiktorią mieszkamy dość niedaleko od siebie, ale kawałek jest, a Paulina zaraz w bloku obok mojego). Najpierw rozstałyśmy się z Wiktorią, co mieszka najdalej. Życzyłyśmy udanych, szczęśliwych i bezpiecznych wakacji. Znów łza mi się w oku zakręciła. Potem we trójkę już szłyśmy razem. Starałam się udawać wesołą ;-)
Przy klatce (mojej i Wiktorii) jeszcze pogadałyśmy chwilkę, Paulina potem poszła do swojego bloku. Ja z Wiktorią (jak zwykle xddddddd) dylemat, która ma pierwsza wejść. Chciałam, by Ona i pierwsza poszła. Potem w drugich drzwiach ja XDDD a na schodach to, co jeden stopień (raz Ona, raz ja, raz Ona, raz ja XDDD). Mimo, iż mieszkam na pierwszym piętrze, a Wiktoria na jedenastym, to obie pojechałyśmy windą. Oczywiście dyskutowałyśmy zawzięcie. Antoś stał piętro wyżej i ujadał [szczekał] xD. Potem - jeszcze przed przyjazdem windy - przyszła jakaś Pani i jechałyśmy we trójkę. Ja oczywiście wysiadłam na swoim piętrze i pożegnałam się i poszłam.
W domu byłam nie do wytrzymania. Nie chciałam jeść i wciąż płakałam. Czy to miałby być początek jakieś lekkiej deprechy? Może... Na szczęście się obyło bez depresji, pomógł mi w tym Wiktor, mój chłopak (tak, jesteśmy razem ❤). Nie chodzi mi tu o to, że się użalam, czy coś. Piszę tutaj po prostu moje odczucia ;-)
Chciałabym Wam, osobom czytającym, życzyć szczęśliwych wakacji. Aby były niezapomniane (pod względem DOBRYCH i BEZPIECZNYCH przygód) oraz, by były niezwykłe. Jest lato. Dobra, wiem, że słońce nie dopisuje w tym roku, ale jakby zaczęło dopisywać, to zadbajcie o zabezpieczenia, by nie poparzyć skóry :)
W pewnym sensie się cieszę z wakacji. Ponieważ, - jak już pewnie zauważyliście - w roku szkolnym ograniczałam się jedynie do postów z śmiesznymi sytuacjami. W wakacje ich nie ma, bo BAAAAARDZO rzadko wychodzę z domu. Więc chciałabym znów rozpocząć tą serię wypowiadania się na różne tematy (nawet te kontrowersyjne). Mi się to szczerze podobało ;-)
I tak na marginesie.... Zaczęłam pisać ten post w pierwszy dzień wakacji [23.06.2017r.] a skończyłam dwa tygodnie później [07.07.2017r.]
Czem? Otóż mam pewną chorobę. Posiadam lenistwo level wyższe zaawansowanie XDDDDDDDDD
Ale w dalszych częściach wakacji raczej się zmobilizuję xdddd
Komentarze
Prześlij komentarz