Przypadek z 4 klasy :P

Nie mam już pojęcia jaki to był dzień tygodnia, ale wiem, że Pani W***r przyszła dać Nam zastępstwo, bo jakiegoś nauczyciela, z którym mieliśmy mieć pierwszą lekcję, nie było.
|(Dla niewiedzących: Pani W***r jest nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej do której chodziłam. Wszyscy uczniowie się Jej boją. Nie pozwala pstrykać długopisami (nawet raz jak chcesz temat napisać!). Raz to nawet zabrała chyba pięciu osobom długopisy, te pstrykające, i nie miały owe osoby czym pisać, a nauczycielka jeszcze wrzeszczała, że nie notują. (No kurwa czym, palcem?! Śliną?! Kredkami?! Ale chociaż ołówkiem mogli, cymbały xDD). Na lekcji tej nauczycielki było najwięcej uwag, a i przed samą lekcją wszystkich bolały głowy bądź brzuchy, jaśniej mówiąc - wszyscy się obawiali.)|
Hoooo, nie, nie. Myślicie, że była wolna lekcja? Mylicie się! Realizowaliśmy jakiś tam temat z książki, a ja udawałam pilną uczennicę, pilnie słuchając nauczycielki. Tak by się mogło wydawać. Tak na prawdę WCALE nie wiedziałam o czym mówi, bo przez CAŁĄ lekcję odliczałam minuty i sekundy, gapiąc się na zegarek, do przerwy i następnej lekcji. W pewnej chwili z transu, z tego bezmyślnego gapienia się w wiszący nade mną zegar na ścianie, wyrwała mnie siedząca ze mną w ławce Agata. Popukała mnie po ramieniu. Myślałam, że chce coś powiedzieć (zawsze tak pukamy po ręku, jak chcemy coś powiedzieć na lekcji). Skinęłam więc głową żeby mówiła, lecz nie mówiła nic. Zerknęłam wtedy odruchowo na moją książkę, która była otwarta przede mną, a potem na książkę koleżanki z ławki. Zamarłam. Obrzygała prawie całe dwie strony książki! A ja kiedyś miałam tak, że jak coś mnie 'zdenerwowało' (ale w przyjemniejszym tego słowa znaczeniu), to zaczynałam się trząść. Tak też było i wtedy. Praktycznie nadal trochę wymiotowała na tą książkę. Nauczycielka wtedy zadała jakieś pytanie... Agata wtedy jakoś resztkami sił szepnęła do mnie, abym zawołała Panią. W sumie miałam taki zamiar. Zawsze jak się zgłaszam (a to baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo rzadko) to nauczyciele mnie od razu pytają, a W***r patrzyła się na mnie, na klasę, na mnie, na klasę i tak w kółko i nic. Zaczęłam wyrywać się wręcz do odpowiedzi, choć z nerwów sama nie wiedziałam co powiedzieć, jeżeli mnie zapyta, ale chciałam pomóc koleżance. Chuj, nie zapytała, tylko gapiła się na wyrywającą się do 'odpowiedzi' mną i mocno pochyloną się nad książką Agatą. Klasa w której wtedy mieliśmy lekcje była dość dziwna. Ja z Agatą siedziałyśmy dość daleko od biurka Pani, lecz na pierwszej ławce w odosobnionym rzędzie. Co to znaczy? W rzędzie od okna ławki były złączone ze dwie, a od ściany po jednej i w ten sposób nie było trzech rzędów, lecz dwa. Ja siedziałam dosłownie koło samych drzwi do wejścia do klasy. A przede mną (koło ściany) stała szafka, a koło niej kosz na śmieci. Ręka mnie bolała, bo trzymałam ją cały czas w górze, a nauczycielka ni myślała mnie zapytać co chcę. A powinna, bo to, że ja się zgłaszam, to rzecz święta, zdarzająca się raz na dziesięć lat (serio) xDDD
W końcu szła wyrzucić chusteczkę do śmietnika i zobaczyła Agatę.
- Co Ci się stało?! Agata! |Nauczycielka|
- Zgłaszam się już dość długo, by Pani to powiedzieć. |Ja|
Pani dała Agacie dość dużo papieru toaletowego by wytarła ławkę i siebie.
Cała klasa gapiła się wtedy na mnie i na Agatę.
- Idź Agata do pielęgniarki, tylko spakuj się! A Ty, Aśka, idź z Nią. |Nauczycielka|
Była to końcówka lekcji, ale poszłyśmy. Nie pamiętam już co się działo jak byłyśmy u pielęgniarki, ale siedziałyśmy tam dość długo, a na przerwie Dorian przyszedł zobaczyć co się dzieje z Agatą. Pielęgniarka powiedziała, że Agata musi być zwolniona do domu. Tak. Ale Agata nie pamięta numeru telefonu rodziców. Pielęgniarka powiedziała Nam, abyśmy poszli we trójkę do Naszej wychowawczyni i żeby zadzwoniła po Mamę Agaty. Poszliśmy. Lecz najpierw poszliśmy do klasy i ja z Dorianem spakowaliśmy Agatę i pędzim do Naszej sali, lecz zamknięta. Postanowiliśmy iść do sekretariatu. Tam powiedziano Nam, że Naszej wychowawczyni jeszcze nie ma w szkole i będzie (jak dobrze pamiętam) za 2h. No zajebiście, ale Agata musiała iść na badania i ogólnie zwolniona do domu, więc nie może czekać.
- A jest może tu Nasz dziennik? |Dorian|
- Tak, jest, ale po co Wam? Nie możemy Wam go dać. |Jedna z pań|
Na początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale skumałam. I włączyłam się do rozmowy.
- Nie chcemy. Chodzi o to, że Agata musi być zwolniona do domu, bo bardzo zwymiotowała na poprzedniej lekcji i pielęgniarka kazała Ją zwolnić, ale problem jest taki, że Agata nie pamięta Mamy numeru. |Ja|

- Poszukam. |Jedna z pań|
Wzięła dziennik i coś tam szukała, lecz nie umiała znaleźć. Boże... Nierozgarnięta. Więc zadzwoniła do domu Naszej wychowawczyni (i chyba Ją obudziła). Zapytała czy nie zna może numeru Mamy Agaty K***z. Wychowawczyni odparła, że wszystko jest w dzienniku. A ta z sekretariatu, że wie, ale nie umie znaleźć. Wychowawczyni przystąpiła do bardzo szczegółowego tłumaczenia, gdzie są numery telefonu do rodziców w dzienniku. Podziękowała, znalazła i zadzwoniła do Agaty Mamy. Podziękowaliśmy i jak szliśmy do szatni zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Eeee tam! *machnąwszy ręką* Co tam lekcja! Nie zostawimy Cię Agatko. |Dorian|
- To prawda. Poza tym mamy wytłumaczenie i nic Nam nie zrobią, c'nie Dorian? |Ja|
- Ta. |Dorian|
- Dziękuję Wam, że mi pomagacie. |Agata|
- Nie ma o czym mówić! Trzeba sobie pomagać! |Ja|
Agata przebrała buty i założyła kurtkę (chyba jesień wtedy była) i poszliśmy stać przy wejściu do szkoły i czekaliśmy aż Mama przyjdzie po Agatę. Długo to nie trwało. Agata się z Nami (mną i Dorianem) pożegnała, zarówno Ona, jak i Jej Mama bardzo podziękowały i poszły. A My wróciliśmy na lekcję. W sumie to na jedną trzecią lekcji xD
Chyba z tydzień nie było Agaty w szkole, a potem wróciła. Nie pamiętam co Jej było, ale nic poważnego. Musiała potem chodzić do pielęgniarki w poniedziałek, środę i piątek na mierzenie ciśnienia, bo coś tam nie w porządku było jak wymiotowała się wtedy. Chodziłyśmy (ja Jej towarzyszyłam, bo bardzo chciała) chyba przez miesiąc i było w porządku. Więcej razy się to już od tej czwartej klasy nie zdarzało, a jesteśmy w pierwszej gimnazjum. No... Może z wyjątkiem Doriana, bo On do Niemczech wyjechał i chyba w drugiej jest. Agaty Mama zadzwoniła do mojej Mamy i też bardzo serdecznie dziękowała, że tak pomogłam. Z tego, co Dorian opowiadał to Jego Mamie też dziękowała. Oczywiście Nam też ^^

 ❤❤❤❤❤❤ Przecież pomaganie jest jak oddychanie ❤❤❤❤❤❤

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Peenk

wczoraj