Co mi się stało w rękę?
Miałam krwiaka pod skórą... jak do tego doszło?
W środę na WF grałam z dwiema koleżankami w siatkę. Ja nieczęsto ćwiczę na WF, a wręcz w owym semestrze ćwiczyłam tylko cztery razy, a ten przedmiot mamy codziennie, oprócz wtorku. Czasem kłamałam o mym złym samopoczuciu, a czasem mówiłam prawdę. Jednak ostatni tydzień przed świętami powiedziałam sobie, że poćwiczę. Niby dobre dla zdrowia? Zakładałam, iż tak. Ale któż mógł wiedzieć, co się wydarzy...
Nasz nierozgarnięty nauczyciel nawet nie sprawdził obecności, zapytał tylko, czy jesteśmy wszystkie. Odparłyśmy, że tak, więc zapytał, co chcemy robić. Zaczęły krzyczeć, że siatka. Nauczyciel więc "poszedł po piłki", a Nam kazał zrobić rozgrzewkę. Rozgrzewka zrobiona, On nie przychodzi. Ale spokojnie, norma. Wrócił, gdy minęła ¼ lekcji. Ale bez piłek. Następnie znów zniknął i jakiś czas później wrócił z piłkami. Wszyscy poszli wziąć sobie piłkę, lecz niektórzy później odkładali, gdyż zdecydowali grać w parze, bądź grupie. Ja nie miałam takiego wariantu, ponieważ jestem piątym kołem u wozu, a zatem wzięłam piłkę i zaczęłam ją odbijać od ściany. Po paru minutach Martyna (koleżanka z klasy) zapytała mnie, co robię. Odparłam, że nie wiem. Kurwa, ciągle to mówię? Heh. Bywa :'P. Martyna powiedziała, abym poszła do Agaty i Anity grać. Eh, ale ja byłam trochę zeń posprzeczana, z uwagi na fakt, iż poprzedniego dnia nie dałam Agacie ściągnąć pracy domowej z języka angielskiego. Dlaczego? Już mówię. Jestem osobą, która pomoże, wytłumaczy, A NAWET DA CI SPISAĆ. Ale Ty musisz chcieć to pojąć, bo ja mogę Ci to dać spisać raz, drugi, trzeci, a nawet czwarty, ale, do licha, nie setny i dwusetny! A One codziennie do mnie dzwonią, lub piszą (na numer, lub na Messengerze). I moja cierpliwość więc się wyczerpała. LA FIN! Więc dalej sobie odbijałam piłkę o ścianę, nieporuszona sytuacją. Ja, bowiem, jestem przyzwyczajona do samotności w szkole. Ciągłej. Bezkresnej. Więc nieporuszona. Nagle zjawił się Nasz nieoceniony nauczyciel, jakże wspaniałego przedmiotu, jakim jest WF (kurwa, i ślepy tu widzi sarkazm, goniący inny sarkazm ;-;) i obwieścił, iż musimy się przenieść na drugi koniec sali, gdyż chłopacy muszą zaliczać strzelanie w bramkę. Poszłyśmy więc. Ustałam sobie przed kurtyną (ona dzieli salę na trzy części) i odbijałam sobie piłkę, sama, zagrywką górną. Obok, przy siatce grała inna klasa w siatkówkę. Toć, facet sobie wybrał miejsce do zaprowadzenia Nas! Żeby Nas zabiły tymi piłkami! Ha! Rzucały tą piłkę, ciągle, wysoko w górę. I, że niby nie celowo. Ha! Dobre sobie. Po chwili zawołała mnie Agata. My, można powiedzieć, takie koleżanki od dziewięciu lat. Znamy się od połowy zerówki, bowiem wtedy trafiłam do mojej podstawówki, którą już skończyłam :'P. Dobra, poszłam. Powiedziała, bym z Nią i Anitą zagrała. Zgodziłam się. Przez cały czas, gdy nie udało mi się złapać piłki - śmiały się. A przeważnie odbijałam, bądź odrzucałam, a przecież nie ma gier bez faili. I zaczęły warczeć, że nie umiem, bo nie ćwiczę, więc jak mam umieć.? Hahahahaha! Niech nie będą takie mądre, bo w tyle Ich braknie. Chciałam Im więc pokazać, że umiem! I ciągle łapałam. Gdy zobaczyły, że jednak umiem... Zaczęły rzucać kompletnie na boki, kompletnie nisko, lub prawie pod sufit. I jeżeli wtedy nie łapałam (no bo kurwa jak.?) to się śmiały. A raz wręcz po twarzy oberwałam ;-; super. I raz Agata rzuciła piłkę prawie pod sufit i ja chciałam ją odbić (już jebać, że miałam złapać, a nie odbić), ale piłka przejechała mi po palcach prawej ręki Z ZABÓJCZĄ PRĘDKOŚCIĄ. Poczułam niewyobrażalny ból, krzyknęłam na całą salę "MIAAAAAAAAAUUUUUUUU!!!!!!!!!" inni nie reagowali (sin comentario ;-;), a Agata z Anitą wręcz tarzały się po podłodze ze śmiechu. Bo przecież "miau" jest takie śmieszne. No w żartach może tak, ale nie, gdy jest to krzyk bólu. Pograłyśmy jeszcze chwilę i podeszły do mnie i:
- Słuchaj, jeżeli nie będziesz jutro ćwiczyła na WF, to ja i Agata idziemy do Naszej wychowawczyni i powiemy Jej, że Nas szantażowałaś! |Anita|
- Właśnie. |Agata|
- Że niby ja? Ej, to się już śmieszne robi. |Ja|
- Ale powiemy. Spróbuj nie ćwiczyć. |Anita|
- Nie wiem. Boli mnie. Zobaczę, jak będzie jutro. |Ja|
- Boże, Aśka, ja też obrywam i jakoś nie umieram. |Agata|
- Jutro u Pani będziemy. |Anita|
- Ok, bądźcie. |Ja|
Było to mniej więcej w połowie lekcji. Oczywiście do końca musiałam grać. A zresztą. Prawie na każdym WF jestem ofiarą 'przemocy'. Stale obrywam. Piłkami. Twarz. Brzuch. Nogi. Ręce. Wszędzie.? Tak.! Przyzwyczajenie. Myślałam, że mnie poboli i przestanie - jak zawsze. Zawsze pięć minut przed końcem lekcji nauczyciel pozwala Nam iść, byśmy się przebrały. Gdy ja i moje dwie 'koleżanki' spostrzegłyśmy, że wszyscy idą, również się zebrałyśmy. Wyszłyśmy z sali gimnastycznej i poszłyśmy do szatni. Pierwsza do szatni weszła Agata, za Nią ja i ostatnia była Anita. Gdy ja zdążyłam wejść, nauczyciel wyjrzał ZA NAMI i zawołał MNIE po nazwisku. Wróciłam się więc, a wraz ze mną moje towarzyszki. POWIEDZIAŁ, ŻE JESZCZE #T#R#Z#Y# MINUTY I MAMY WRACAĆ. Powiedziałyśmy Mu, że wszystkie już poszły, a On odparł, że będą miały nieobecność. ALE JAKOŚ TEGO NIE ZIŚCIŁ ;-; JA PIERDOLĘ. I teraz uważaj.! ZA KARĘ kazał Nam zrobić 2O brzuszków. Powiedziałam do Niego "nie chce mi się!", ale On odparł, że muszę. Powtórzyłam "ale nie chce mi się!" i usiadłam przy drabinkach i zaczęłam liczyć... "Pięć... Dziesięć... Piętnaście... Dwadzieścia... Dziękuję, koniec!".Oczywiście tamte wtórowały, bym wykonywała polecenie. Ale ja nie jestem taka głupia, jak One. Ale nauczyciela oczywiście nie było, więc znów uciekłyśmy.
Następna miała być chemia. WF mamy zawsze na podstawówce (mam szkołę 2w1), więc na chemię musimy przejść na gimnazjum. Ja przechodzę szatnią podstawówki, na szatnię gimnazjum i tam pod daną salę. Jednak pomiędzy szatniami owych dwóch szkół zatrzymała mnie Pani od chemii. Powiedziała, że na stronie gimnazjum są próby na Jasełka i, że nie będziemy mieć tam lekcji, ponieważ jest tam za głośno. Kazała Nam czekać w szatni, po stronie gimnazjum. Kazała przekazywać dalej. Za mną szła Agata z Anitą i też to słyszały. Więc we trójkę przekazywałyśmy informacje, jeżeli szedł ktoś z klasy. A pamiętam jedno, jak Anita krzyknęła do Igora, drugiego Igora, Dawida i Dominika, że mają zaczekać, a Oni nie rozumieli, dlaczego, a jak Anita zaczęła Im tłumaczyć, to Igor tylko się krzywił, gdyż nic nie rozumiał. A zatem ja chciałam Mu wytłumaczyć, ale Anita mnie próbowała "przekrzyczeć". Ale Igor Ją uciszył :D!! I chciał mnie słuchać. Ja od razu do rzeczy, powtórzyłam słowa, jakie mówiła nauczycielka chemii. Zrozumiał od razu i w czwórkę ustali sobie pod ścianą i czekali na Panią. Po chwili przyszła i powiedziała, że będziemy mieć lekcję na podstawówce, w sali 1O9 (to sala co prawda matematyczna, ale jak jeszcze chodziłam do podstawówki, to była to klasa mojej klasy, kurczę, tłumaczę, jak... ehh XD). Czekaliśmy tam, ale niedługo zadzwonił dzwonek na lekcję. Miała tam mieć lekcję jakaś 4-5 klasa, ale przyszła moja była nauczycielka matematyki (znaczy dalej uczy, ale na podstawówce) i wzięła Ich do innej klasy.
Na tej lekcji mieliśmy robić zadania na ocenę. A ja nie mogłam pisać. Miałam sparaliżowaną rękę, ale dalej błędnie tkwiłam w przekonaniu, iż jakoś to będzie. Parę minut po dzwonku przyszła Wiktoria i Daria, wytłumaczyły, że szukały klasy. Wiktoria usiadła ze mną, ponieważ było mało wolnych miejsc (mam w klasie 3O osób, ale jedna ma indywidualne). Pani kazała komuś napisać wzory na tablicy, poszedł Dawid i napisał. Potem nauczycielka rozdała zadania i czas start. Nie skupiałam się na niczym, prócz bólu. W końcu powiedziałam Wiktorii, że chyba zaraz nie wytrzymam. Spytała, co się stało (nie była świadkiem tego zdarzenia). Pokrótce opowiedziałam Jej to. Pokazałam Jej siną rękę. Powiedziała, bym szybko poszła do pielęgniarki, bo nie wiadomo, co może z tego być. Spytałam, czy pójdzie ze mną. Odparła, że oczywiście. Wiktoria zawołała nauczycielkę i znów krótko opowiedziałam historię i Pani powiedziała, żebym jak najbardziej poszła! W Jej oczach widziałam zmartwienie. Wiktoria zapytała, czy może iść ze mną, ale Pani, że ja sobie sama poradzę. A mi się samej szlajać nie chciało D:... Zapytałam, gdzie ma gabinet Pani, bo nie wiedziałam, czy w tym samym miejscu. Nauczycielka powiedziała, żebym poszła do Sekretariatu i tam mnie skierują. Poszłam, więc. Jestem nierozgarnięta. Weszłam do Sekretariatu. Oczywiście "dzień dobry". I pytam, gdzie ten gabinet XD. A tamta Pani mnie chyba nie rozumiała.? A po chwili zapytała, jak długo ja w tej szkole (XD). Odparłam, że całą podstawówkę tu chodziłam, a obecnie jestem w II gimnazjum, a ogólnie w gimnazjum od września 2O16, wyjaśniła więc, że tam, gdzie był. Podziękowałam i wyszłam. Było niedaleko. To jest obok wejścia do szkoły, w podstawówce. Niedawno był tam chłopak ze zdartym kolanem, więc zapytałam woźną, czy ktoś tam jest, czy mogę wejść. Powiedziała, że nie wie i, żebym sprawdziła. Zapukałam i weszłam. Nikogo nie było. Pokrótce wyjaśniłam sytuację. Popsikała mi jakimś lekiem i powiedziała, że może boleć, ale żebym się nie martwiła, bo za parę dni powinno być dobrze. Czułam takie zimno na ręce, ale było przyjemne. Spisała moje dane (imię, nazwisko i klasę). Podziękowałam i poszłam. Na korytarzu spotkałam moją wychowawczynię. Zapytała, gdzie mamy lekcję. Odpowiedziałam, że w 1O9, na co Pani odparła, że wstąpi jeszcze do biblioteki i do Nas zajrzy. Wróciłam do klasy i Pani od chemii zapytała, czy już lepiej, odpowiedziałam twierdząco. Usiadłam i zaczęłam myśleć nad zadaniami. Wiktoria też pytała, jak tam z ręką. Więc opowiedziałam i robiłyśmy zadania.
Następnie był Polski, a na nim pogadanka o fajerwerkach, o ubocznych skutkach.
Kolejna była religia. Ale na przerwie rwała mnie ta ręka. Nie mogłam wytrzymać, ale... Ale sama nie chciałam iść na podstawówkę. Parę minut później usiadła obok mnie Oliwia. Chwilkę się wahałam, czy zapytać, czy poszłaby ze mną, ale w końcu się zdecydowałam. Zapytałam. Radośnie odpowiedziała, że oczywiście! Serio, ja prawie w szkole z nikim nie rozmawiam :'P, bo po co? Heh. Oliwia jeszcze tylko rozmieniła pieniądze z Naszą nauczycielką Polskiego z podstawówki alias Naszą wychowawczynią w klasie piątej i szóstej. Poszłyśmy, po drodze cały czas rozmawiając. Potem Ona poczekała na mnie przed drzwiami i rozmawiała ze swoimi kolegami. Ja znów pytam woźną, czy tam ktoś jest. A woźna znów mi mówi, że nie wie i, żebym sprawdziła. Zapukałam. Nikogo nie było. Weszłam. Powiedziałam, że coraz gorzej mi sinieje i okropnie boli. Pielęgniarka obejrzała dokładnie i powiedziała, że ten krwiak rośnie i rozrywa mi tkanki w tej ręce. Powiedziała, żebym brała leki przeciwbólowe. Powinno po paru dniach przejść. Ok, ale ja jednej sekundy nie potrafiłam przeżyć. Popryskała mi tym znów, podziękowałam i wyszłam. Oliwia dalej rozmawiała z kolegami, więc spytałam, czy idzie. Powiedziała, że tak i pożegnała się z kolegami. Długo po drodze rozmawiałyśmy i podziękowałam Jej chyba trzy razy, że ze mną poszła. Zawsze odpowiadała, że nie ma sprawy i Ona to rozumie, że ten kawał, z końca jednej szkoły, na koniec drugiej szkoły nie chciałam sama iść. Powiedziała również, że jak znów mnie będzie bolało, to żebym Jej mówiła śmiało, że ze mną pójdzie. Dobrze wiedzieć, że choć jedna osoba, z mojej pojebanej klasy, jest normalna ☺.
Ostatnie były zajęcia artystyczne. Nic na nich nie robiłam, bo nie miałam, jak. Moja lewa ręka jest kompletnie niezdolna do pracy, jestem całkowicie praworęczna. Gryzłam moją lewą rękę, by nie rozpłakać się z bólu! Po lekcjach szybko poszłam do domu. Tam wręcz wrzeszczałam z bólu! I tak przez 4h wrzeszczałam i płakałam. Całą siną rękę... Mama mi kupiła leki przeciwbólowe, które brałam i brałam i marny skutek. Potem się mnie Oliwia zapytała, jak tam z moją ręką:
Teraz czwartek. Spotkałam w szatni Julię. Rok temu miałam z Nią zatargi, ale teraz nawet czasem gadamy XD. Przebierała się i zapytała, czy potrzymam Jej telefon. Zgodziłam się. Potem razem poszłyśmy pod salę lekcyjną. Po drodze zapytała się mnie, co się stało, że poprzedniego dnia wyszłam z chemii. Wytłumaczyłam, więc.
Tylko dwie osoby z klasy się zainteresowały. Ale spokojnie, ja nie oczekuję, że każdy będzie teraz koło mnie skakał i "co się stało?". Eh.
Agata z Anitą dalej się ze mnie nabijały, że ponoć "udaję". Owszem, ma się na koncie udawanie wymiotów, bólu głowy, brzucha, gardła... Eh, ale nie umiem udawać bólu ręki.! Przed WF Agata ciągle się do mnie mierzyła i biła [?], biciem tego nie można nazwać, ale ok, po lewym ręku. Ciągle gadała, że chce wycelować, żeby mnie uderzyć w prawą, żeby bolało. Gdy straciłam cierpliwość, podeszłam do Niej i zaczęłam Ją napierdalać po rękach, plecach, ramionach, gdzie się dało. Lewą, bo lewą, ale widać było, że Ją boli. Wtedy Anita zaczęła JĄ bronić. Takie coś:
- ^Stanęła przed Agatą^ Jestem obrońcą praw zwierząt. |Anita|
- Rozumiem, ale ja do Ciebie jeszcze nic nie mam, więc odejdź. |Ja|
Nie odeszła.
- Ja jestem obrońcą praw zwierząt! ^powtórzyła^ |Anita|
- A Agata to zwierzę?! Chociaż... Tak. To stary, głupi baran. Tak więc odejdź! |Ja|
- A Ty jesteś krówsko, cielę i stara świnia! |Agata|
- I mówi to małpa, z gołą dupą. Wyjdź zza 'koleżanki' to sobie pogadamy.! |Ja|
Ale koniec końców uciekły ode mnie. I TO MI ODPOWIADA, NIECH SIĘ TRZYMAJĄ DALEKO.
W piątek, na Wigilii Klasowej, Oliwia życzyła mi, przy dzieleniu się opłatkiem, szybkiego powrotu do zdrowia, co poskutkowało, bo jest coraz lepiej! ❤
A było tak źle, że środę i czwartek nie mogłam samodzielnie jeść, pić, ani niczego trzymać w ręce.
Podsumowanie.? Uważaj, bo nawet Twoja 'koleżanka' ze szkoły, może chcieć Cię skrzywdzić. Dziewięć lat się znamy... Eh, chyba nic o Niej jednak nie wiem.!
Komentarze
Prześlij komentarz