O tym jak zamyślenie mogło mnie słono kosztować

Historia sprzed 2/3/4 lat.
Pewnego dnia byłam na dworze z o rok młodszą od siebie koleżanką - Nikolom. I sobie idziemy i spróbuję opisać to takie pomieszczenie, ale nwm czy mnie zrozumiecie. Obok siebie rosną cztery drzewa, taki jakby pokój. Od połowy drzewa pomalowali na biało i pomiędzy tymi drzewami jest taki stół z taką długą ławą do siedzenia. Tam zwykle siedzą alkoholicy i chlają, tak więc to chyba dla Nich zbudowali (;-;). No a wtedy siedział tam sobie jakiś starszy facet. My z Nikolom milczałyśmy, bo ja byłam zamyślona. I nagle takie coś:
- Witajcie dziewczynki. Chodźcie, poczęstujcie się cukierkami. |Facet|
- Dzień Dobry, nie, dziękujemy. |Nikola|
- Yy, ale o co chodzi? *ocknęłam się* |Ja|
- Ten pan chce nas poczęstować cukierkami. |Nikola|
- What?! Nie, dziękujemy Panu. Stanowczo, ale dziękujemy. |Ja|
- Ale może jednak? |Facet|
- Nie, na prawdę. |Ja i Nikola|
I szybko uciekłyśmy. Co za jakiś pierdolony zboczeniec. Kurwa, byłam tak zamyślona, a tak to mnie mogło słono kosztować. Więcej tego pedała nie spotkałam. Amen.

Komentarze