Czarna Strona Przeszłości
'Ta to miała fajne dzieciństwo'. To powiedziałaby osoba która od zawsze obserwowała moje dzieciństwo. Owszem, było super, ale czy teraz jest? To wielki znak zapytania. Broń Boże niczego nie zarzucam mojej rodzinie! Przecież na to jak się dorasta wpływają też osoby z otoczenia. I to one odegrały równie szczególną rolę w mojej przeszłości jak i rodzina. Otóż bardzo często chodziłam z moją Mamą do Cioci (około kilometra). Zawsze bawiłam się z Psem który był własnością sąsiadki Cioci. Był to czarny podpalany jamnik krótkowłosy standardowy Kifor. Nie był szczeniaczkiem, ale stary też nie był. Kochałam Go nad życie, prawie codziennie chodziłam do Cioci. Z racji tego, że tam gdzie mieszkał Kifor była kamienica, to była ogrodzona (przed ulicą) to mogliśmy się swobodnie bawić. Raz właścicielka Psiaka dała mi Go na smyczy. Zdziwiłam się, ale za jakiś kwadrans powiedziała, że pójdziemy się przejść z Kiforem na łąkę i że Mama i Ciocia o tym wiedzą. Poszliśmy. Było super. Zbyt nie pamiętam tego, bo miałam ze cztery, pięć lat? Pamiętam, że ta łąka była piękna i że było dużo żółtych kwiatów. Jakieś 2h tam byliśmy i wróciliśmy. Byłam przeszczęśliwa. Jakoś tydzień później znów przyszłam z Mamą do Cioci i również chciałam iść po Kifora, ale usłyszałam "Nie ma Kifora". Zaniemówiłam. I dialogue:
- Jak to nie ma? Przecież mieszka naprzeciwko. |Ja|
- Już nie.. |Ciocia|
- Ale jak to? Dlaczego?? .... |Ja|
- Wiesz, ta Pani często wyjeżdża za granicę.. |Ciocia|
- No tak, ale co to ma do rzeczy? |Ja|
- No to Kifor zostawał dość długo sam, był nieszczęśliwy i na prawdę musiała.... |Ciocia|
- Co musiała?! Chyba nie chcesz powiedzieć, że Go uśpiła....? |Ja|
- Nie, oddała Kifora do schroniska... Na prawdę mi przykro.. |Ciocia|
- Nie wierzę. Kifor na pewno na mnie czeka! |Ja|
Poszłam do tej Pani. Jednak to potwierdziła.. Rozumiecie? Jaki to cios dla cztero/pięciolatki? Byłam tak zrozpaczona, że już z nikim nie chciałam rozmawiać. To była najgorsza chwila w moim życiu. Wtedy na tej łące widziałam Go po raz ostatni.. Gdy jakieś 2/3 lata temu sobie to przypomniałam, zaczęłam szukać Kifora na stronach schronisk lub fundacji pomagającej jamnikom. Nigdzie Go nie znalazłam. Nawet szukałam w dziale "Tęczowy Most" i nic. W "Adoptowane" też nie było. Zapadł się... Pod Ziemię... Nie mam zdjęcia Kifora, ale zapewne wiecie jak wygląda Jamnik Krótkowłosy Standardowy umaszczenie Czarne Podpalane, c'nie? Już Go nie znalazłam...
Teraz historia o moim koledze. Nad mieszkaniem Kifora była pewna Pani która miała syna o imieniu Kuba. Nie wiem może był młodszy ode mnie o jakieś 2/3 lata, nie więcej. Zawsze się razem bawiliśmy, pomagał mi zapomnieć o Kiforze (choć wtedy minęły jakieś trzy lata po stracie Kifora). Bardzo ceniłam Jego pomoc. Jednak Jego Mama nie była tak miła. Ilekroć poszedł zjeść obiad, czy napić się czy coś, stale słyszałam krzyki. Straszliwie się na Niego darła. Ale pewnego dnia przeszła Jego Mama samą siebie. Kuba miał taką zabawkową kuchnię i poszedł po nią abyśmy się pobawili (ja, osiem lat, On pięć lat). Poszedł, długo nie wracał. Ale wrócił. Mama nie pozwoliła mu wynieść na dwór. No nic, niedługo potem musiałam iść do domu, a więc się pożegnaliśmy, nie wiedziałam, że na zawsze.. Wtedy troszkę długo nie przychodziłam bo szkoła, ale gdy przyszłam i chciałam iść po kolegę, dowiedziałam się że jest w DOMU DZIECKA! Cios... Kolega.. Znaczy Przyjaciel który mnie pocieszał po stracie prawie mojego Psa sam potrzebuje wsparcia, a ja nie wiem, gdzie jest. Nie widzieliśmy się już nigdy..
- Jak to nie ma? Przecież mieszka naprzeciwko. |Ja|
- Już nie.. |Ciocia|
- Ale jak to? Dlaczego?? .... |Ja|
- Wiesz, ta Pani często wyjeżdża za granicę.. |Ciocia|
- No tak, ale co to ma do rzeczy? |Ja|
- No to Kifor zostawał dość długo sam, był nieszczęśliwy i na prawdę musiała.... |Ciocia|
- Co musiała?! Chyba nie chcesz powiedzieć, że Go uśpiła....? |Ja|
- Nie, oddała Kifora do schroniska... Na prawdę mi przykro.. |Ciocia|
- Nie wierzę. Kifor na pewno na mnie czeka! |Ja|
Poszłam do tej Pani. Jednak to potwierdziła.. Rozumiecie? Jaki to cios dla cztero/pięciolatki? Byłam tak zrozpaczona, że już z nikim nie chciałam rozmawiać. To była najgorsza chwila w moim życiu. Wtedy na tej łące widziałam Go po raz ostatni.. Gdy jakieś 2/3 lata temu sobie to przypomniałam, zaczęłam szukać Kifora na stronach schronisk lub fundacji pomagającej jamnikom. Nigdzie Go nie znalazłam. Nawet szukałam w dziale "Tęczowy Most" i nic. W "Adoptowane" też nie było. Zapadł się... Pod Ziemię... Nie mam zdjęcia Kifora, ale zapewne wiecie jak wygląda Jamnik Krótkowłosy Standardowy umaszczenie Czarne Podpalane, c'nie? Już Go nie znalazłam...
Teraz historia o moim koledze. Nad mieszkaniem Kifora była pewna Pani która miała syna o imieniu Kuba. Nie wiem może był młodszy ode mnie o jakieś 2/3 lata, nie więcej. Zawsze się razem bawiliśmy, pomagał mi zapomnieć o Kiforze (choć wtedy minęły jakieś trzy lata po stracie Kifora). Bardzo ceniłam Jego pomoc. Jednak Jego Mama nie była tak miła. Ilekroć poszedł zjeść obiad, czy napić się czy coś, stale słyszałam krzyki. Straszliwie się na Niego darła. Ale pewnego dnia przeszła Jego Mama samą siebie. Kuba miał taką zabawkową kuchnię i poszedł po nią abyśmy się pobawili (ja, osiem lat, On pięć lat). Poszedł, długo nie wracał. Ale wrócił. Mama nie pozwoliła mu wynieść na dwór. No nic, niedługo potem musiałam iść do domu, a więc się pożegnaliśmy, nie wiedziałam, że na zawsze.. Wtedy troszkę długo nie przychodziłam bo szkoła, ale gdy przyszłam i chciałam iść po kolegę, dowiedziałam się że jest w DOMU DZIECKA! Cios... Kolega.. Znaczy Przyjaciel który mnie pocieszał po stracie prawie mojego Psa sam potrzebuje wsparcia, a ja nie wiem, gdzie jest. Nie widzieliśmy się już nigdy..
Teraz Lucky.. Piesku... Moja Siostra Cioteczna chciała kupić Shih-Tzu, bo kocha tę rasę, ale we Włocławku nigdzie nie mogła znaleźć szczeniąt na sprzedaż. No to adoptowała kundelka Shih-Tzu'podobnego. Boże Luckuś (Lakuś) jakiś Ty piękny. Na początku myślałam, że to Cairn Terrier, ale nie. Miał miesiąc jak został adoptowany. Sama słodycz<3 No i kochałam się z Nim bawić. (Miałam jakieś jedenaście lat). Zawsze jak przychodziłam do Cioci z Antosiem to bawiłam się z dwoma Pieskami. Udawałam że się bałam Lucky'iego (czyt. Lakiego) żeby mnie gonił, to taka zabawa. Troszkę serio się Go bałam, bo mocno gryzł zębami<3 Ale wiem, że nie chciał mi zrobić krzywdy. Koffam Go<3 Pamiętam raz jak Psina ugrzęzła gdzieś pomiędzy ścianą czy coś i straszliwie piszczał. Nikt Go nie mógł wydostać, wiem, że pobiegłam szukać pomocy, lecz nikogo nie znalazłam, ale na szczęście Ciocia i Mama wydostały Lucky'usia (czyt. Lakusia). Jednak Lucky (czyt. Laki) gryzł meble, pomimo tego iż miał dużo zabawek. Ciocia sugerowała sprzedanie Pieska, ale moja Siostra Cioteczna była przeciwna, jednak i Ona po pewnym czasie zrozumiała, że tak będzie najlepiej. Ja - ponieważ miałam własny rozum - usiłowałam za wszelką cenę nie stracić trzeciego już Przyjaciela i usiłowałam przekonać Mamę abyśmy my zatrzymały Lucky'iego (czyt. Lakiego). Mamę prawie przekonałam, ale Tata no właśnie, czy Tata by się zgodził? Myślę, że raczej tak. Pewnego dnia gdy Ciocia z Siostrą Cioteczną i oczywiście Lucky'usiem (Lakusiem) odprowadzały mnie, Mamę i Antosia to wiedziałam, że coś się święci bo nastrój osób był tragiczny. Jakoś w połowie drogi (koło przystanku) wydało się:
- Asiu, pożegnaj Lucky'iego. Jutro już Go nie będzie.. |Mama|
- Jak to?! Już jutro?! |Ja|
- Niestety tak być musi Asiulek. |Ciocia|
Podałam smycz Antosia mojej Mamie i podeszłam do Lucky'iego (czyt. Lakiego). Ciocia dała mi potrzymać smycz, miałam tyle łez w oczach, że prawie nic nie widziałam. Wiem, że wręcz prawie upadłam i mocno przytuliłam Lucky'iego (czyt. Lakiego). Piesek chyba wiedział co się święci bo zaczął mnie lizać. Nie miałam wewnętrznego przekonania, aby Go odciągnąć. Moje łzy trochę spływały na Jego lśniącą karmelową sierść. Płakałam na ramieniu Pieska. Mówi się że Pies to najlepszy przyjaciel człowieka. I to jest prawda. Wracając do wydarzeń to już Nas chcieli odciągać od siebie, już wołali, lecz nie potrafiłam puścić Psiaka, a On odejść ode mnie. Najprawdopodobniej rozumiał całą tą sytuację, że już się nigdy nie spotkamy. Jakoś Nas od siebie odciągnęli, jednak nie mogłam wstać. Cała byłam we łzach. Mama mi w końcu pomogła i się rozeszliśmy w dwie różne strony. Jednak Lucky (czyt. Laki) stale się za mną oglądał, nie chciał iść i raz szczekał i raz piszczał. Znów do Niego podbiegłam, aż Ciocia wypuściła z ręki smycz. Wcale nie chcieliśmy siebie opuszczać. Znów Go przytuliłam. Jednak już na prawdę Mama się śpieszyła do swojego domu a Ciocia do swojego. Już na prawdę się rozstaliśmy. Przez resztę drogi do domu szłam jak na śmierć, smutna, nieszczęśliwa i zalana łzami. Mama chciała mnie rozweselić, jednak ja się w ogóle nie odzywałam i chyba to zrozumiała, że nie chcę z nikim gadać. Chociaż wtedy nie interesowało mnie to czy mnie ktoś rozumie czy nie, chciałam się gdzieś zaszyć i rozmyślać, zatopić się w marzeniach i wspomnieniach. Do domu był kawał drogi, a była jakaś dwudziesta trzecia. Ale w końcu przyszliśmy. Zamknęłam się w pokoju. Chciałam aby wszyscy mnie zostawili i dali mi się wypłakać. Na szczęście nikt nie chciał mnie pocieszyć, tylko mój Piesek. Płakałam całą noc. Od jakieś dwudziestej czwartej do ósmej. Ale to nie znaczy, że o ósmej było lepiej. Nie, było źle. Było tragicznie. Nie wiem co się dalej działo, ale zapytajcie kogo chcecie, źle to zniosłam.
Jak by mi jeszcze Antosia sprzedali, chyba bym się zabiła. Jestem osobą wrażliwą, szukającą wsparcia w Psach, najlepszych przyjaciołach człowieka, One nigdy Cię nie wyśmieją..
Te historie są co do słowa prawdziwe.
- Asiu, pożegnaj Lucky'iego. Jutro już Go nie będzie.. |Mama|
- Jak to?! Już jutro?! |Ja|
- Niestety tak być musi Asiulek. |Ciocia|
Podałam smycz Antosia mojej Mamie i podeszłam do Lucky'iego (czyt. Lakiego). Ciocia dała mi potrzymać smycz, miałam tyle łez w oczach, że prawie nic nie widziałam. Wiem, że wręcz prawie upadłam i mocno przytuliłam Lucky'iego (czyt. Lakiego). Piesek chyba wiedział co się święci bo zaczął mnie lizać. Nie miałam wewnętrznego przekonania, aby Go odciągnąć. Moje łzy trochę spływały na Jego lśniącą karmelową sierść. Płakałam na ramieniu Pieska. Mówi się że Pies to najlepszy przyjaciel człowieka. I to jest prawda. Wracając do wydarzeń to już Nas chcieli odciągać od siebie, już wołali, lecz nie potrafiłam puścić Psiaka, a On odejść ode mnie. Najprawdopodobniej rozumiał całą tą sytuację, że już się nigdy nie spotkamy. Jakoś Nas od siebie odciągnęli, jednak nie mogłam wstać. Cała byłam we łzach. Mama mi w końcu pomogła i się rozeszliśmy w dwie różne strony. Jednak Lucky (czyt. Laki) stale się za mną oglądał, nie chciał iść i raz szczekał i raz piszczał. Znów do Niego podbiegłam, aż Ciocia wypuściła z ręki smycz. Wcale nie chcieliśmy siebie opuszczać. Znów Go przytuliłam. Jednak już na prawdę Mama się śpieszyła do swojego domu a Ciocia do swojego. Już na prawdę się rozstaliśmy. Przez resztę drogi do domu szłam jak na śmierć, smutna, nieszczęśliwa i zalana łzami. Mama chciała mnie rozweselić, jednak ja się w ogóle nie odzywałam i chyba to zrozumiała, że nie chcę z nikim gadać. Chociaż wtedy nie interesowało mnie to czy mnie ktoś rozumie czy nie, chciałam się gdzieś zaszyć i rozmyślać, zatopić się w marzeniach i wspomnieniach. Do domu był kawał drogi, a była jakaś dwudziesta trzecia. Ale w końcu przyszliśmy. Zamknęłam się w pokoju. Chciałam aby wszyscy mnie zostawili i dali mi się wypłakać. Na szczęście nikt nie chciał mnie pocieszyć, tylko mój Piesek. Płakałam całą noc. Od jakieś dwudziestej czwartej do ósmej. Ale to nie znaczy, że o ósmej było lepiej. Nie, było źle. Było tragicznie. Nie wiem co się dalej działo, ale zapytajcie kogo chcecie, źle to zniosłam.
Jak by mi jeszcze Antosia sprzedali, chyba bym się zabiła. Jestem osobą wrażliwą, szukającą wsparcia w Psach, najlepszych przyjaciołach człowieka, One nigdy Cię nie wyśmieją..
Te historie są co do słowa prawdziwe.
Zdjęcia Lucky:
Komentarze
Prześlij komentarz